AKTUALNOŚCI

Mój Kazachstan - wspomnienia



Autorka: Maria Musiał



Trudna decyzja

Czekałam na wyjazd na Wschód. Nie byłam tylko pewna, czy dostanę w ogóle skierowanie i gdzie. Przeszłam rekrutację w Centralnym Ośrodku Doskonalenia Nauczycieli w Warszawie. Bardzo chciałam wyjechać, bo byłam na takim etapie życia, że zdecydowałam się na radykalną zmianę.

Pewnego letniego dnia telefon zadzwonił – CODN.

  • Mamy dla pani propozycję wyjazdu. Kazachstan. Znieruchomiałam. Kazachstan! Przecież to koniec świata!
  • Halo! Czy mnie pani słyszy?
  • Ile mam czasu na zastanowienie się?
  • Do jutra

W głowie zaczęła się gonitwa myśli. Wreszcie wyklarowała się jedna z nich: przecież to jedyna okazja, żeby zobaczyć to miejsce na ziemi, o którym nic prawie nie wiem. Czytałam kiedyś wspo- mnienia Jerzego Krzysztonia, który gdzieś nad Iszymem spędzał swoje wojenne dzieciństwo. Pamiętałam nazwę rzeki, do której wskoczył razem z kolegami, kiedy paliły się wysokie trawy stepu. To był Iszym. A więc zobaczę te krajobrazy na własne oczy! Niewiarygodne!

Zaczęłam szukać w Internecie jakichkolwiek wiadomości o Pierwomajce – miejscu mojego skierowania. Niewiele tego było. Dowiedziałam się tylko, że to wioska rzucona gdzieś w stepy

100 km od stolicy, Astany. Przeczytałam, że mieszkają tam potomkowie Polaków skazanych na wygnanie przez stalinowski reżim.

Oczami wyobraźni widziałam już bezkresny step pokryty wysokimi trawami kołyszącymi się malowniczo na wietrze.

Zapadła decyzja, której już nie mogły zmienić rozsądne i zatroskane głosy znajomych, patrzą- cych na mnie, jakbym postradała zmysły. Pojechałam!

Spotkanie z Kazachstanem

Wreszcie nadszedł dzień wyjazdu, a raczej wylotu. Poleciałam z siedmioosobową grupą nauczy- cieli. Pomimo zmęczenia długim lotem, dobry nastrój mnie nie opuszczał.

Wschodziło słońce, kiedy samolot zniżał lot, zbliżając się do Astany. Zerkałam w dół i za gardło chwycił mnie nagle niespodziewany strach. Nie mogłam oderwać oczu: bezkresna, szara pustka poprzerzynana prostymi, jakby od linijki rysowanymi drogami, które przecinały się pod różnymi kątami. Mój Boże, gdzie ja się znalazłam! To jakiś księżycowy krajobraz! I po co mi to było?

Uspokoiłam się nieco po opuszczeniu pokładu samolotu, kiedy okazało się, że czeka na mnie sympatyczny młody człowiek, witający mnie całkiem ładną polszczyzną. Pojechałam z moim przewodnikiem do Pierwomajki.

Przyglądałam się mijanym krajobrazom. Płasko aż po horyzont, ani śladu drzew i jakiejkol- wiek zieleni, a nad pożółkłą, szarą ziemią unosiły się całe chmary czarnego ptactwa kraczącego złowróżbnie. Ogarnęło mnie otępiające zmęczenie i zaczęłam drzemać.

Oprzytomniałam, gdy mój kierowca zatrzymał się na papierosa. Wyszłam i ja. Rozejrzałam się i zobaczyłam jakieś niskie chałupki, a między nimi na wpół uschnięte drzewa z resztkami żółtych liści, wyciągające gołe kikuty do nieba, jakby błagając o ratunek. Na widok tego ponurego krajobrazu ogarnął mnie smutek.

– To już Pierwomajka – odezwał się mój przewodnik.

„Mój Boże, jak ja tu wytrwam rok!”, zakrzyczał we mnie jakiś rozpaczliwy głos.

Dojechaliśmy do jednego z jednakowych skromnych domków otoczonego sztachetowym ogro- dzeniem. Powitała mnie przy wejściu grupa kobiet mówiących trochę po polsku. Wśród nich była prezes tutejszego Stowarzyszenia Polaków rejonu astrachańskiego – pani Ludmiła. Wewnątrz za- stawiony stół z butelką wódki na środku. Próbowałam coś zjeść, ale natrafiłam na opór organizmu.

Byłam niesamowicie zmęczona długim lotem i niewesołymi wrażeniami. Myślałam tylko o tym, by się położyć. Wreszcie miejscowi zostawili mnie samą i mogłam odetchnąć.

Po krótkim śnie rozejrzałam się po siedzibie stowarzyszenia Polskim Domu. Tu będę mieszkać i pracować. Jeden obszerny pokój z półkami książek, ogromną mapą Polski, komputerem i dru- karką. Dwa mniejsze – jeden to moja sypialnia, drugi, klasa z białą tablicą i ławkami. Obejrzałam sobie kuchnię ze śmiesznymi meblami pomalowanymi na różowo i ogromną łazienkę z toaletą i wanną.

Chociaż wnętrze zaniedbane, wszędzie panoszyły się rozpadające się meble – nie było źle. Łazienka cieszyła mnie niezmiernie, bo się jej nie spodziewałam. Nie trzeba więc będzie biegać gdzieś na podwórze do wychodka, na co byłam przygotowana. I chociaż nie było bieżącej wody, odetchnęłam z ulgą…

Chcesz przeczytać dalszą część wspomnień? Pobierz cały tekst w formie ebooka tutaj